Doskonale pamiętam ten dzień - to były ostatnie wakacje przed maturą , byłam z kumpelą na wczasach w Szamocinie , wybrałyśmy się na spacer nad urocze jeziorko z prześliczną łąką... Okoliczności przyrody bajeczne, a ja zaczynam kichać raz za razem, łzy mi płyną z oczu.... Przeszło mi dopiero po powrocie do mieszkania. Kie licho?
Cztery lata później (dopiero!!) sytuacja się powtórzyła, choć bez jeziorka i łąki. Kichanie, zapuchnięte oczy i niechęć do całego świata... Wtedy już wiedziałam - alergia. Okazało się, że szkodzą mi kwitnące trawy. Od połowy maja do końca lipca jestem więc człowiekiem cierpiącym, nerwowym i mało zainteresowanym urodą natury. Z czasem okazało się ponadto, że szkodzą mi różne inne rzeczy, podobne pod jednym względem - naturalne!! Odrobina konserwantów czy jakiejkolwiek innej "chemii" od razu poprawia sytuację. Jestem wytworem cywilizacji.... Ech...
Wymarzone miejsce w okresie "panowania" alergii? Wyspa na środku oceanu... skalista... żadnych trawek ! ... co najwyżej odrobina mchu... I bijące spod skał źródełka! :) A najmilszy odgłos - to dźwięk pracującej kosiarki....
Tej trawki w środku zdecydowanie nie cierpię!!
Wszystkim siostrom i braciom w alergii życzę...przetrwania!!
Nie jesteś alergikiem? To poczekaj... He he... Na alergię zawsze jest czas...
Nominowałem Cię do Liebster Blog Award. Więcej info u mnie na blogu pod linkiem:
OdpowiedzUsuńhttp://szymonpiwowarski.blogspot.com/2013/07/liebster-blog-award.html
Pozdrawiam:)
Szymon
No dzięki! Się pomęczyłam i powymyślałam, że ho! ho! :D
UsuńZapraszam po wyróżnienie: http://pracowniaelizabet.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń